Doprawdy nie wiem czy to ja do tej pory
byłem ślepy, czy też nagle zapanowała jakaś niezwykła moda na tę właśnie dyscyplinę
sportu. Od kilku dni siedzę w Warszawie i gdzie tylko się nie obejrzę, tam od
razu wszędzie dostrzegam triathlon. Może to ja zrobiłem się teraz szczególnie
wrażliwy na tym punkcie, bo podczas wcześniejszych pobytów w stolicy jakoś nie
rzucało mi się to aż tak mocno w oczy.
Tymczasem już pierwszego dnia na
Warszawiance natknąłem się na Mikołaja Lufta, który na sąsiednim torze
prowadził ćwiczenia pływackie dla dwóch zawodników. Na Inflanckiej, z kolei
mogłem obserwować trening grupy w barwach TriClubu. Zresztą już przy wejściu na
baseny aż biją po oczach plakaty zapraszające do udziału w szkoleniach Kuźni
Triathlonu, Trisfery czy właśnie TriClubu. Przyznam, że mocno zazdroszczę
Warszawiakom tak rozległej palety ofert treningowych i od razu zamarzyło mi
się, żeby i u nas na Śląsku pojawiły się takie możliwości.
Kolejną sprawą są oczywiście
specjalistyczne sklepy branżowe. Zupełnym przypadkiem odkryłem tuż obok basenu
na Inflanckiej malutką filię Sport Guru, gdzie zamiast zakupów spędziłem trochę
czasu na przemiłej pogawędce ze sprzedawcą, bo - jak wiadomo - wspólna pasja to
temat do niekończących się rozmów. Za to niczym do Mekki udałem się do sklepu
EnduShop, w którym oprócz fachowych pogaduszek z kolejnym sprzedawcą, nabyłem
świetny strój triathlonowy, a także zaopatrzyłem się w żele do przetestowania
na najbliższych treningach. Zadowolony, niczym kot, który się opił śmietanki,
ostrzę już sobie zęby na zakup pianki neoprenowej. A znając siebie, nastąpi to
zupełnie niebawem :)