Kiedy w dzieciństwie czytałem mitologię
grecką, z panteonu bóstw najbardziej spodobał mi się Hermes: opiekun dróg i podróżujących,
posłaniec bogów, wynalazca ćwiczeń gimnastycznych. Jego charakterystycznym atrybutem
były sandały ze skrzydłami, które szybko pozwalały mu przemieszczać się z miejsca
na miejsce. To niezwykłe obuwie rozpalało moją wyobraźnię i było przedmiotem chłopięcych
marzeń. Jak cudownie i szybko można by się było wtedy poruszać!
To
wspomnienie z dzieciństwa wróciło do mnie niedawno przy okazji zakupu nowych
butów do biegania. Od lat przyzwyczajony jestem do marki Nike, której kolejne modele
przebiegły już ze mną setki kilometrów. Po bardzo dobrych doświadczeniach z
wygodnymi butami systemu Air Max+, mój wybór padł tym razem na LunarGlide+ 5.
Choć w poprzednim modelu poruszało mi się nad wyraz komfortowo, to jednak już
pierwszy trening w nowych butach zaskoczył mnie niezwykłą lekkością biegu,
przywodzącą na myśl mitycznego Hermesa.
Opisując zwięźle Lunarglide+ 5, za kluczowe
uznałbym dwie cechy: miękkość i stabilność. Z pewnością jest to zasługa dwóch
rodzajów pianki, z której zbudowana jest podeszwa. Pierwsza - bardziej miękka -
zapewnia doskonałą amortyzację biegu, druga - znacznie twardsza - utrzymuje
stabilność nogi w zetknięciu z podłożem. Dobre trzymanie stopy w bucie mają też
ułatwić żyłki Flywire w śródstopiu i plastikowy klips przy pięcie. Zwłaszcza
ten ostatni patent świetnie się sprawdza: zapiętek nie jest zbyt sztywny i nie
przeszkadza w ruchu. Pierwsze testy LunarGlide+ 5 odbywałem na
nawierzchni asfaltowej i bieżni mechanicznej. W tych warunkach sprawdzają się
znakomicie i dają wielki komfort biegu. Kilkadziesiąt kilometrów treningu w
nowym obuwiu zdecydowanie przekonało mnie do tego modelu. A już jutro po raz
pierwszy wypróbuję LunarGlide+ 5 w zawodach. Ufam, że zapewnią mi lekkość i szybkość
ruchu na miarę Hermesa :)