Każdy z nas nosi w sobie ukryte głęboko
marzenia. Takie cichutkie myśli o celach, które zdają się być dla nas zbyt
śmiałe, niedosiężne, czy wręcz nierealne. Pielęgnujemy je zatem w skrytości
serca, nie potrafiąc uwierzyć, że wprowadzenie ich w życie mogłoby stać się dla
nas możliwe. Niejednokrotnie brak nam nawet odwagi, by wypowiedzieć je na głos.
A przecież właśnie od tego może się zacząć w naszym życiu prawdziwa przygoda.
Przekonałem się o tym już raz, kilka lat
temu. Od dawna moim uśpionym marzeniem było przejście słynnego Camino de
Santiago. Jednak myśl o wyprawie hiszpańską drogą świętego Jakuba wydawała mi
się pomysłem zbyt trudnym, przerastającym moje piechurskie możliwości. Punktem
przełomowym stała się rozmowa z kolegą, któremu przypadkiem wspomniałem o tym
właśnie uśpionym marzeniu. Okazało się, że on także nosi w sobie podobne
pragnienie i dosłownie w przeciągu kilku minut ożywionego dialogu podjęliśmy
decyzję o wspólnym wyruszeniu na wyprawę Camino. Dokładnie rok później, w ciągu
zaledwie osiemnastu dni udało nam się pokonać pieszo szlak o długości 500 km,
prowadzący z Burgos do Santiago de Compostela. Od tamtej pory wiem już, że
warto budzić z letargu nawet najbardziej skryte i pozornie nierealne marzenia.
Piszę o tym nie bez kozery, bo nowy rok
niespodziewanie zaczął się od rozbudzenia kolejnego z głęboko ukrytych
pragnień. Wszystko zaczęło się od spotkania z dawnym kolegą z liceum. Widujemy
się raczej nieczęsto, ale kiedy już pojawi nam się okazja na dłuższy meeting,
wtedy skwapliwie ją wykorzystujemy. Tym razem rozmowa zeszła nam jakoś na
aktywność fizyczną. Przemek na co dzień sporo biega, ja z kolei niemal każdą
wolną chwilę spędzam na basenie. I tak, od słowa do słowa, doszliśmy do zaskakującego
odkrycia, że obydwaj nosimy w sobie ukryte marzenie, by sprawdzić się w
triathlonie. Kiedy Przemek pierwszy o tym wspomniał, wprost nie mogłem uwierzyć
własnym uszom, a zakopane gdzieś głęboko pragnienie natychmiast zaczęło we mnie
kiełkować i przybierać postać nieśmiałej myśli, że przecież nie jest to chyba
niemożliwe. Pomysł Przemka, by przed czterdziestką spróbować swoich sił w
triathlonie niespodziewanie stał się celem, do którego chyba wspólnie zaczniemy
się w tym roku przymierzać.
Wygląda na to, że na początek czeka mnie w
tym roku powrót do bardziej regularnego biegania…
Ale super postanowienie! Życzę wytrwałości i sukcesu w realizacji:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Taki doping bardzo pomaga :)
UsuńW tym roku też staruję w pierwszym moim triathlonie. Mimo, że niezłe mam czasy w bieganiu i kolarstwie to zazdroszczę Ci umiejętności pływackich. Postępy w tej części triathlonu idą mizernie ;/ Pływanie jest jednak najbardziej techniczne z tych wszystkich dyscyplin.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia :)
Sporo triathlonistów uznaje pływanie za swoją piętę achillesową. Pewnie dlatego, że większość startujących zawodników to przede wszystkim biegacze, a pływanie idzie im nieco słabiej. Pod tym względem jestem chyba na dość uprzywilejowanej pozycji, ale z kolei muszę teraz pracować nad czasami w bieganiu.
UsuńPozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów :)