Niedawno przeczytałem podarowaną mi przez
kolegę autobiografię Michaela Phelpsa. Lektura wspomnień mojego ulubionego
sportowca przyniosła mi niemałą frajdę, tym bardziej, że okazało się, iż
najlepszy olimpijczyk wszech czasów ma w pewnej kwestii poglądy całkowicie
zbieżne z moimi. Chodzi mianowicie o popularyzację pływania. Phelps pisze tak:
Nie chodziło mi o to, żeby wysunąć na
świecznik samego siebie, tylko uprawiany przeze mnie sport. Jak często w
programie SportsCenter
oprócz najlepszych wsadów z meczów koszykówki, home runów z bejsbolu i
touchdownów z futbolu pojawia się przegląd najważniejszych wydarzeń z basenów?
Jak często widzi się ludzi dyskutujących na przerwie w pracy o międzyczasach
pływaków z takim samym przejęciem, z jakim rozmawiają o średniej uderzeń w
bejsbolu? Będąc w Australii, widziałem, że pływanie jest najważniejszą częścią
wieczornych wiadomości, głównym tematem audycji radiowych z udziałem słuchaczy.
Pływacy pojawiają się na billboardach, w reklamach. Dzieciaki patrzą na nich i
chcą być jak oni. Kiedy dzieci nie dają spokoju rodzicom, bo czegoś chcą,
okazuje się, że chcą skakać do basenu. To wspaniała atmosfera dla pływania i
tak powinno być z tym sportem w Stanach Zjednoczonych.
Jestem przekonany, że niesłychana
determinacja Michaela i jego fantastyczne sukcesy z pewnością nie tylko
podniosły poziom amerykańskiego zainteresowania pływaniem, lecz także
przyczyniły się do tego, że coraz więcej osób zaczęło uprawiać tę właśnie
dyscyplinę sportową.
Tymczasem dla Polaków pływanie wciąż jest
sportem raczej niszowym, zaś o sukcesach naszych zawodników wiadomo zazwyczaj niewiele.
Kiedy pół roku temu Radek Kawęcki wygrał w Istambule z samym Ryanem Lochte,
wszyscy w Polsce denerwowali się przegraną Justyny Kowalczyk z Marit Bjørgen.
Dziś pewnie też niewielu jeszcze słyszało o ostatnich wspaniałych wynikach
wschodzącej gwiazdy polskiego pływania, jaką jest Paweł Furtek. Martwi mnie, że
tak ważne sukcesy pozostają niezauważone. Bo przecież nie tylko świadczą one o
całkiem niezłym potencjale sportowym, jaki w nas drzemie, ale też mogą być
najlepszą formą dopingu dla każdego pływaka-amatora. Michael Phelps ujmuje to z
urzekającą prostotą:
Chcę odmienić ten
sport. Chcę, żeby ludzie mówili i myśleli o pływaniu, żeby nie mogli się
doczekać oglądania zawodów. Chcę, żeby mieli ochotę skakać do wody i pływać. To
jest mój cel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz