Kiedy pod koniec ubiegłego miesiąca
stawiałem sobie nowe wyzwanie pływackie, szczerze wątpiłem czy uda mi się je
zrealizować w tym roku. Przypomnę, że moim celem stało się przepłynięcie 3 km w
przeciągu 1 godziny. Jeszcze rok temu o tej porze pływałem średnio 1,8 do 2
km/h, a najdłuższy przebyty jednorazowo w basenie dystans anno Domini 2013
wynosił 2,2 km. Sytuacja zmieniła się mocno na początku roku, gdy zacząłem
pływać z Łukaszem, który zdopingował mnie do pokonywania coraz to większych
odległości. Mój rekord z końca lutego wynosił 2,8 km/h i przyznam, że wydawał
mi się absolutnym szczytem moich możliwości. Dlatego też nie zakładałem zbyt
szybkiego wzrostu kondycji, a do nowego wyzwania podchodziłem z cierpliwą
rezerwą.
Tymczasem skok wydolności pływackiej
niespodziewanie nastąpił w przeciągu ubiegłego tygodnia i zamierzony cel udało
mi się zrealizować w trzech podejściach. Najpierw wyczułem wzrost formy w
ubiegłą środę. Śmigaliśmy z Łukaszem dość szybko na basenie w Siemianowicach i
rekord wydawał się już w zasięgu ręki. Niestety w pewnym momencie na naszym
torze zmaterializowało się kilka wolno pływających osób, które zdecydowanie nas
spowolniły. Być może dałoby się jeszcze jakoś obronić dobry czas, jaki mieliśmy
już wypracowany, ale gdy na tor wkroczył osobnik łączący w sobie najgorsze cechy
niedźwiedzia polarnego i gupika (patrz: Słowniczek pływacki), musieliśmy po
prostu skapitulować. Kolejna szansa pojawiła się w sobotę. Basen w Chorzowie
był niemal pusty, a warunki do bicia rekordów wręcz idealne. Z małym tylko
wyjątkiem. Otóż popołudniowy dyżur w pracy znacznie ograniczył moje możliwości
czasowe i musiałem się zadowolić jedynie namiastką sukcesu w postaci 1,5 km
przepłyniętych w 29 minut.
Przełom nastąpił w końcu wczoraj wieczorem,
potwierdzając tym samym prawdziwość powiedzenia „do trzech razy sztuka”.
Warunki na chorzowskim basenie były znów idealne i przez cały czas mieliśmy z
Łukaszem do dyspozycji jeden tor. Postanowiłem zatem dać z siebie wszystko!
Prułem nie patrząc na czas i licząc w myślach kolejne długości. Kiedy
doliczyłem wreszcie do 120 i zdjąłem okularki, wprost nie mogłem uwierzyć temu,
co widzę. Na zegarze stuknęła dokładnie godzina od momentu, w którym
wystartowałem. A to oznacza, że wyzwanie zostało zrealizowane nadspodziewanie
szybko! Nad kolejnym muszę dopiero pomyśleć, choć Łukasz twierdzi, że
powinniśmy teraz celować w dystans 3,5 km/h. Póki co, podchodzę do tej myśli z
rezerwą i może nieco sobie odpuszczę na najbliższych treningach.
Poza tym policzyłem właśnie, że w przez
pierwsze trzy miesiące tego roku przepłynąłem już 105,8 km, a to o równe 29 km
więcej niż rok temu i aż 76,6 km więcej niż dwa lata temu! Kiedy ja się tak
rozpływałem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz