Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inflancka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inflancka. Pokaż wszystkie posty

4 lipca 2014

Triathlonowy zawrót głowy

Doprawdy nie wiem czy to ja do tej pory byłem ślepy, czy też nagle zapanowała jakaś niezwykła moda na tę właśnie dyscyplinę sportu. Od kilku dni siedzę w Warszawie i gdzie tylko się nie obejrzę, tam od razu wszędzie dostrzegam triathlon. Może to ja zrobiłem się teraz szczególnie wrażliwy na tym punkcie, bo podczas wcześniejszych pobytów w stolicy jakoś nie rzucało mi się to aż tak mocno w oczy.
Tymczasem już pierwszego dnia na Warszawiance natknąłem się na Mikołaja Lufta, który na sąsiednim torze prowadził ćwiczenia pływackie dla dwóch zawodników. Na Inflanckiej, z kolei mogłem obserwować trening grupy w barwach TriClubu. Zresztą już przy wejściu na baseny aż biją po oczach plakaty zapraszające do udziału w szkoleniach Kuźni Triathlonu, Trisfery czy właśnie TriClubu. Przyznam, że mocno zazdroszczę Warszawiakom tak rozległej palety ofert treningowych i od razu zamarzyło mi się, żeby i u nas na Śląsku pojawiły się takie możliwości.
Kolejną sprawą są oczywiście specjalistyczne sklepy branżowe. Zupełnym przypadkiem odkryłem tuż obok basenu na Inflanckiej malutką filię Sport Guru, gdzie zamiast zakupów spędziłem trochę czasu na przemiłej pogawędce ze sprzedawcą, bo - jak wiadomo - wspólna pasja to temat do niekończących się rozmów. Za to niczym do Mekki udałem się do sklepu EnduShop, w którym oprócz fachowych pogaduszek z kolejnym sprzedawcą, nabyłem świetny strój triathlonowy, a także zaopatrzyłem się w żele do przetestowania na najbliższych treningach. Zadowolony, niczym kot, który się opił śmietanki, ostrzę już sobie zęby na zakup pianki neoprenowej. A znając siebie, nastąpi to zupełnie niebawem :)

24 stycznia 2014

„Zbieranie basenów”



Przypomniałem sobie niedawno powieść i film „Życie Pi”. W historii bohatera pojawia się w pewnym momencie postać przyszywanego wuja Mamaji, który był wyczynowym pływakiem. Jego zamiłowanie do sportów wodnych przejawiało się m.in. w dość oryginalnym hobby. Jak wspomina Pi: podróżnicy zbierają widokówki albo kubki przywiezione z wypraw, ale nie Mamaji. On zbiera baseny. Pływa w każdym basenie, jaki napotka.
W osobliwej kolekcji wujka Mamaji szczególne miejsce zajmowało paryskie kąpielisko Piscine Molitor: prawdziwa chluba Paryża, perła w koronie jego basenów, a właściwie kąpielisk całego cywilizowanego świata. Był to basen, którym mogliby się rozkoszować bogowie. Działał tam najlepszy klub pływacki w Paryżu. Kąpielisko składało się z dwóch basenów, krytego i otwartego. Oba miały rozmiary małych oceanów. Basen kryty miał zawsze dwa tory zarezerwowane dla pływaków, którzy chcieli pokonywać długie dystanse. Woda była tak czysta i przejrzysta, że można ją było wykorzystać do parzenia porannej kawy.
Opisana w książce i pokazana w filmie pasja wuja Mamaji nie jest mi obca. Od wielu już lat, kiedy planuję swoje wyjazdy i urlopy, sprawdzam gdzie znajduje się najbliższy dostępny basen, a kąpielówki są pierwszą rzeczą, którą pakuję do torby podróżnej. Ten zwyczaj „kolekcjonowania basenów” wcielałem właśnie w życie kilka dni temu, podczas krótkiego wypadu do Warszawy. Już wcześniej znalazłem na mapie stolicy dwie pływalnie, które teraz udało mi się odwiedzić.
Pierwszy z obiektów znajdował się dość blisko mojego lokum na Mokotowie i był to Wodny Park zwany potocznie „Warszawianką”. To kąpielisko zrobiło na mnie ogromne wrażenie nie tyle swoją nowoczesnością, ile przepięknym basenem olimpijskim. Wszelkie atrakcje rekreacyjno-saunowe były niczym w porównaniu z możliwością pływania w tym dziesięciotorowym basenie o długości 50 metrów, a prawdziwą perełką był tor wydzielony specjalnie dla osób szybko pływających.
Drugi z odwiedzonych przeze mnie obiektów prezentował się już znacznie skromniej. Ośrodek „Inflancka” jest mocno nadgryziony zębem czasu, co zbytnio nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że jego historia sięga lat 60-tych ubiegłego wieku. Jednak i tu, bez względu na niższy standard, miałem przyjemność pływania w niecce o długości 50 metrów, co doskonale kompensowało pozostałe niedogodności.
Obydwa te kąpieliska dołączam zatem do prywatnej „kolekcji basenów” i obiektów, które warto odwiedzić w podróży, tym bardziej, że na mapie Polski wciąż nie tak łatwo znaleźć ogólnodostępne pływalnie o olimpijskich rozmiarach.