Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Phelps. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Phelps. Pokaż wszystkie posty

14 marca 2014

Pływackie niespodzianki



Dwie wyjątkowo sympatyczne niespodzianki związane z pływaniem spotkały mnie w tym tygodniu.
Pierwsza z nich to wygrana kompletu wlepek przygotowanych przez facebookowy fanpage „Trening Pływacki - czyli co znosi psychika trenera i zawodnika”. Ten stosunkowo młody projekt zdążył już zyskać ponad 4000 polubień na niebieskim portalu i zdobyć tytuł najciekawszej inicjatywy pływackiej 2013 w głosowaniu przeprowadzonym przez Megatiming.pl. Od kilku miesięcy fanpage prezentuje oryginalne, śmieszne i absurdalne rozmówki pływackie, wśród których prym wiodą zwłaszcza wymiany zdań pomiędzy zawodnikami i trenerami. Teraz najlepsze dialogi doczekały się publikacji w formie wlepek, a że dość często miewam szczęście we wszelkiego rodzaju konkursach, zatem ustrzelony komplecik wlep trafił właśnie w moje ręce :)
Oprócz niespodzianki, która nadeszła do mnie pocztą, miłe zaskoczenie czekało mnie także przed szklanym ekranem. Otóż kilka dni temu pojawiły się wreszcie w TV kolejne odcinki serialu prawniczego „Suits”. Przyjemność oglądania pierwszego epizodu wzrosła niespodziewanie, gdy w fabule pojawił się sam Michael Phelps! Okazuje się, że najlepszy pływak wszech czasów jest gorącym fanem serialu, a po swoim entuzjastycznym wpisie na Twitterze: „#suits season 3 is awesooommeee!!!” otrzymał propozycję zagrania w jednym z odcinków. W króciutkim cameo Phelps gra samego siebie, a para prawników Harvey Specter i Dana Scott konkuruje, by zdobyć go jako swojego klienta. I jak tu nie kochać takiego serialu :)

30 grudnia 2013

You can’t put limit on anything



W najśmielszych nawet marzeniach nie przypuszczałem, że założenie zrobione na początku roku uda mi się zrealizować z tak sporym naddatkiem. Przypomnę, że kiedy po podliczeniu przepłyniętych w 2012 roku dystansów uzyskałem wynik 166 km, pomyślałem, by podwyższyć nieco moją pływacką poprzeczkę. Na rok 2013 zaplanowałem więc przekroczenie bariery 200 km. Dziś, po ostatnim w tym roku treningu, z zadowoleniem mogę potwierdzić prawdziwość słów Michaela Phelpsa: „You can’t put limit on anything. The more you dream, the farther you get”. Na moim liczniku przekroczyłem właśnie 300 przepłyniętych w tym roku kilometrów. W przełożeniu na kolejne miesiące, wyglądało to tak:
Styczeń: 32,00 km
Luty: 19,80 km
Marzec: 25,00 km
Kwiecień: 31,70 km
Maj: 21,90 km
Czerwiec: 25,50 km
Lipiec: 29,40 km
Sierpień: 39,10 km
Wrzesień: 8,00 km
Październik: 13,90 km
Listopad: 21,30 km
Grudzień: 32,50 km
Jak widać, najlepszym miesiącem pływackim okazał się sierpień, jako, że czas urlopu pozwolił mi niemal codziennie bywać na basenie. Za to najsłabszy moment nastąpił z kolei we wrześniu. Właśnie wtedy rozłożyła mnie angina, a przy tym jednocześnie przeprowadzałem się i zmieniałem pracę. Jednak regularnie podwyższające się wyniki ostatnich trzech miesięcy wskazują, że na szczęście znów udało mi się wyjść na prostą. Znakomity rezultat 300 km motywuje mnie do kolejnych wyzwań w roku 2014. Tym razem już bez stawiania sobie konkretnych limitów!
A miłym zwieńczeniem roku jest przesyłka, którą właśnie przed chwilą dostarczył mi kurier. Nowiutkie kąpielówki Speedo (wzór 1 i wzór 2) będzie trzeba jak najszybciej wypróbować, wraz z nadejściem kolejnego roku pływackiego.

14 lipca 2013

To jest mój cel



Niedawno przeczytałem podarowaną mi przez kolegę autobiografię Michaela Phelpsa. Lektura wspomnień mojego ulubionego sportowca przyniosła mi niemałą frajdę, tym bardziej, że okazało się, iż najlepszy olimpijczyk wszech czasów ma w pewnej kwestii poglądy całkowicie zbieżne z moimi. Chodzi mianowicie o popularyzację pływania. Phelps pisze tak:
Nie chodziło mi o to, żeby wysunąć na świecznik samego siebie, tylko uprawiany przeze mnie sport. Jak często w programie SportsCenter oprócz najlepszych wsadów z meczów koszykówki, home runów z bejsbolu i touchdownów z futbolu pojawia się przegląd najważniejszych wydarzeń z basenów? Jak często widzi się ludzi dyskutujących na przerwie w pracy o międzyczasach pływaków z takim samym przejęciem, z jakim rozmawiają o średniej uderzeń w bejsbolu? Będąc w Australii, widziałem, że pływanie jest najważniejszą częścią wieczornych wiadomości, głównym tematem audycji radiowych z udziałem słuchaczy. Pływacy pojawiają się na billboardach, w reklamach. Dzieciaki patrzą na nich i chcą być jak oni. Kiedy dzieci nie dają spokoju rodzicom, bo czegoś chcą, okazuje się, że chcą skakać do basenu. To wspaniała atmosfera dla pływania i tak powinno być z tym sportem w Stanach Zjednoczonych.
Jestem przekonany, że niesłychana determinacja Michaela i jego fantastyczne sukcesy z pewnością nie tylko podniosły poziom amerykańskiego zainteresowania pływaniem, lecz także przyczyniły się do tego, że coraz więcej osób zaczęło uprawiać tę właśnie dyscyplinę sportową.
Tymczasem dla Polaków pływanie wciąż jest sportem raczej niszowym, zaś o sukcesach naszych zawodników wiadomo zazwyczaj niewiele. Kiedy pół roku temu Radek Kawęcki wygrał w Istambule z samym Ryanem Lochte, wszyscy w Polsce denerwowali się przegraną Justyny Kowalczyk z Marit Bjørgen. Dziś pewnie też niewielu jeszcze słyszało o ostatnich wspaniałych wynikach wschodzącej gwiazdy polskiego pływania, jaką jest Paweł Furtek. Martwi mnie, że tak ważne sukcesy pozostają niezauważone. Bo przecież nie tylko świadczą one o całkiem niezłym potencjale sportowym, jaki w nas drzemie, ale też mogą być najlepszą formą dopingu dla każdego pływaka-amatora. Michael Phelps ujmuje to z urzekającą prostotą:
Chcę odmienić ten sport. Chcę, żeby ludzie mówili i myśleli o pływaniu, żeby nie mogli się doczekać oglądania zawodów. Chcę, żeby mieli ochotę skakać do wody i pływać. To jest mój cel.