14 marca 2014

Pływackie niespodzianki



Dwie wyjątkowo sympatyczne niespodzianki związane z pływaniem spotkały mnie w tym tygodniu.
Pierwsza z nich to wygrana kompletu wlepek przygotowanych przez facebookowy fanpage „Trening Pływacki - czyli co znosi psychika trenera i zawodnika”. Ten stosunkowo młody projekt zdążył już zyskać ponad 4000 polubień na niebieskim portalu i zdobyć tytuł najciekawszej inicjatywy pływackiej 2013 w głosowaniu przeprowadzonym przez Megatiming.pl. Od kilku miesięcy fanpage prezentuje oryginalne, śmieszne i absurdalne rozmówki pływackie, wśród których prym wiodą zwłaszcza wymiany zdań pomiędzy zawodnikami i trenerami. Teraz najlepsze dialogi doczekały się publikacji w formie wlepek, a że dość często miewam szczęście we wszelkiego rodzaju konkursach, zatem ustrzelony komplecik wlep trafił właśnie w moje ręce :)
Oprócz niespodzianki, która nadeszła do mnie pocztą, miłe zaskoczenie czekało mnie także przed szklanym ekranem. Otóż kilka dni temu pojawiły się wreszcie w TV kolejne odcinki serialu prawniczego „Suits”. Przyjemność oglądania pierwszego epizodu wzrosła niespodziewanie, gdy w fabule pojawił się sam Michael Phelps! Okazuje się, że najlepszy pływak wszech czasów jest gorącym fanem serialu, a po swoim entuzjastycznym wpisie na Twitterze: „#suits season 3 is awesooommeee!!!” otrzymał propozycję zagrania w jednym z odcinków. W króciutkim cameo Phelps gra samego siebie, a para prawników Harvey Specter i Dana Scott konkuruje, by zdobyć go jako swojego klienta. I jak tu nie kochać takiego serialu :)

8 marca 2014

Bieganie i modlitwa



W gąszczu gazet, czasopism i magazynów, jakimi zarzucone są kioski i księgarnie, jest kilka tytułów, do których staram się zaglądać w miarę regularnie. Wśród pozycji sportowych na bieżąco czytuję magazyn „Bieganie”, od czasu do czasu śledzę też artykuły w „Runner’s World”. Z innych kategorii czasopism bardzo lubię dominikański miesięcznik „W drodze”. Jego najnowszy marcowy numer spodobał mi się wyjątkowo, jako, że łączy tematykę życia duchowego z zagadnieniami dotyczącymi troski o kondycję fizyczną.
Obok artykułów poświęconych zdrowemu trybowi życia czy chrześcijańskiemu rozumieniu cielesności pojawia się tu świetny tekst ojca Pawła Kozackiego o siedmiu podobieństwach i jednej różnicy między bieganiem a modlitwą. Nowy prowincjał polskich dominikanów, który sam regularnie biega, wskazuje, iż między tym sportem a modlitwą istnieją następujące zbieżności:
1. Zarówno w modlitwie, jak i w bieganiu ważna jest praktyka. Nie wystarczy nabyć profesjonalne buty i pulsometr czy przeczytać dużo książek z życia duchowego. Konieczny jest pierwszy krok, czyli wybiegnięcie na trasę czy znalezienie czasu na spędzenie go przed Bogiem.
2. Kolejnym elementem istotnym w obu dziedzinach jest roztropna wytrwałość. Narzucenie sobie zbyt dużego tempa w biegu czy oczekiwanie natychmiastowych doznań na modlitwie może skutkować szybkim wypaleniem. Na początek trzeba więc wyznaczać sobie skromne cele, nawet jeśli będzie w nas poczucie niedosytu.
3. Ważnym czynnikiem jest wybór właściwego czasu i miejsca. Tak w bieganiu, jak i w modlitwie potrzebne jest dobre wkomponowanie w codzienne obowiązki i znalezienie odpowiedniej przestrzeni, by móc złapać własny i niepowtarzalny rytm dnia.
4. Troska o kondycję to kolejny element łączący obydwie dziedziny. Dla biegacza istotne jest wsłuchiwanie się w swój organizm i adekwatne reagowanie na wszelkie sygnały wysyłane przez ciało. Z kolei dla jakości modlitwy konieczna jest dobra kondycja duchowa. Zdrowe ciało dla biegacza i czyste serce dla modlącego się to fundament dalszego rozwoju.
5. Znaczącym czynnikiem jest znalezienie własnej drogi. Porównywanie się z osiągnięciami innych w bieganiu czy życiu duchowym jest bezcelowe i może prowadzić do zniechęcenia. Jedynym punktem odniesienia powinny być tylko i wyłącznie własne wyniki rozwoju fizycznego i duchowego.
6. Właściwie dobrana dieta stanowi następny wspólny element obydwu aktywności. Podobnie, jak dla dobrej kondycji biegacza niezwykle istotne jest skomponowanie optymalnego ilościowo i jakościowo menu, tak dla rozwoju modlitwy ważne jest stałe karmienie się odpowiednimi treściami duchowymi.
7. Ostatnim punktem scalającym bieganie i modlitwę jest ich wymiar wspólnotowy. Doświadczenie innych, czy to w kwestiach sportowych, czy też w dziedzinie życia duchowego, może być doskonałym źródłem wiedzy i wsparcia dla początkujących. Wsparcie kompetentnego biegacza czy kierownika duchowego stanowi nieocenioną pomoc w rozwoju fizycznym czy wewnętrznym.
Jaka zatem jest różnica między bieganiem i modlitwą? Ojciec Kozacki ujmuje ją tak: „Bieganie jest sportem, który koncentruje człowieka na sobie. Modlitwa natomiast jest stawaniem przed Bogiem, jest rozmową, jest wsłuchiwaniem się. Bieganie każe człowiekowi dbać o wzrost kondycji, o polepszanie wyników, o osiągnięcie satysfakcji. Kulturystyka modlitewna zmierzająca do polepszenia kondycji duchowej, nastawiona na osiągnięcie doskonałości moralnej jest drogą donikąd. Kierunek tej drogi jest odwrotny. Im człowiek bardziej zapomni o sobie, im bardziej pozbędzie się myśli o swoim wzrastaniu, porzuci marzenia, by stać się herosem moralnym albo tytanem duchowym, tym więcej będzie w nim miejsca na działanie Ducha Bożego”.
„W drodze”
3/2014 (487)
Co zrobiliśmy z naszym ciałem?

28 lutego 2014

Pasja spinningu



Odnowiony niedawno karnet w fitness klubie pozwolił mi po dłuższej przerwie powrócić do zajęć ze spinningu, nazywanych także indoor cyclingiem, czyli po prostu do grupowych ćwiczeń na trenażerach rowerowych. Początki mojej przygody z tą formą aktywności fizycznej są dość zabawne i miały miejsce pięć lat temu. Chodziłem wtedy wraz z kolegą do nieistniejącej już dziś siłowni w Katowicach. Podczas jednej z wizyt postanowiliśmy stworzyć sobie zestaw prostych ćwiczeń ogólnorozwojowych. Jako, że mój znajomy trener był akurat nieobecny, zwróciliśmy się (ku własnej zgubie!) do pełniącego akurat dyżur dziewczęcia. Przemiła aparycja owej niewiasty okazała się bowiem zwodniczo myląca! Katarzyna – tak przedstawiła się nasza nowa trenerka – wzięła nas w obroty bez zbędnych ceregieli i szybko okazało się, że posiadamy wybitnie odmienne zdanie na temat podstawowego zestawu ogólnorozwojowych ćwiczeń dla początkujących…
Nie wiem jakim cudem przez ponad godzinę udało nam się zachować kamienne twarze, podczas gdy Kasia wyciskała z nas siódme poty i, co gorsza, nie spuszczała nas przy tym z oka nawet na moment. Dopiero w szatni mogliśmy nieco odsapnąć i szeptem podzielić się wrażeniami. Pierwsze było, rzecz jasna, dość negatywne: oto staliśmy się ofiarami wrogiej bojówki feministycznej, która bez litości znęca się nad każdym napotkanym przedstawicielem rodzaju męskiego! Metafizyczna palma fitness-męczeństwa już niemal spoczęła na naszych skroniach, jednak po namyśle doszliśmy do wniosku, iż prawda może być nieco bardziej banalna: otóż zapewne Katarzyna dała się zwieść naszym wspaniale wysportowanym sylwetkom i od razu rzuciła nas na głębokie wody ćwiczeń dla zaawansowanych osiłków…
Tak, czy inaczej, na przyszłość postanowiliśmy sobie solennie unikać Katarzyny jak ognia. Zadanie to nie było łatwe, bo jak na złość, za każdym razem, gdy tylko pojawialiśmy się w siłowni, Kasia materializowała się nagle obok nas i z radosnym uśmiechem na ustach szczebiotała: „przebierzcie się chłopaki, zaraz się wami zajmę”. Na szczęście jednak dość szybko udało nam się znaleźć fortel, który pozwolił nam ocalić męską dumę, a jednocześnie nie odmówić wprost męczącej nas kobiecie. Rozwiązaniem okazały się właśnie zajęcia ze spinningu, na które uciekliśmy, by uniknąć morderczych treningów z Kasią. Początkowo baliśmy się, że takie pedałowanie w miejscu będzie nużące i dość monotonne. Jednak już pierwsze zajęcia oszołomiły nas bogactwem wrażeń i możliwości. Dynamiczne zmiany tempa, obciążenia i pozycji to prawdziwe szaleństwo w rytmach energetycznej muzyki! Z miejsca połknęliśmy rowerowego bakcyla, a spinning stał się jednym z ulubionych sposobów spędzania czasu na siłowni. Z tym większym sentymentem w tym tygodniu właśnie do niego wróciłem.

24 lutego 2014

Nowe wyzwanie



Chociaż na początku tego roku nie stawiałem sobie żadnego wyzwania pływackiego, to jednak doświadczenia ostatnich tygodni sprowokowały mnie do wyznaczenia sobie nowego celu. Przede wszystkim, zauważyłem, że im częściej pływam z Łukaszem, tym dłuższe pokonuję dystanse. Stąd też znacząco poprawiła się moja kondycja i wzrosło tempo pokonywania kolejnych długości basenu. Monitoring postępów w serwisie Endomondo ujawnił, że powoli ale systematycznie zwiększam szybkość pływania. Gdy podczas jednego z ostatnich treningów w godzinę udało mi się przepłynąć dystans 2,81 km, pomyślałem, że może warto by spróbować jeszcze bardziej przyspieszyć? Niech zatem kolejną poprzeczką dla mnie będzie pokonanie w godzinę odległości 3 km. Być może nie uda mi się osiągnąć tego z dnia na dzień, ale wierzę, że regularny trening przyniesie w końcu swoje efekty. Nowe wyzwanie zatem podjęte!

17 lutego 2014

Słowniczek pływacki (część 2)



O uciążliwych osobnikach utrudniających nam pobyt na basenie pisałem już kilka miesięcy temu. W pierwszej części słowniczka pływackiego scharakteryzowałem przede wszystkim przedstawicieli wielkiego kalibru, których pokaźne rozmiary skutecznie potrafią zepsuć trening nawet najzwinniejszym pływakom. Dziś słów kilka o innej, jeszcze gorszej grupie trolli basenowych. Sama ich obecność na torze byłaby w stanie wyprowadzić z równowagi nawet świętego. Oto oni:
Plankton - nazwa tego gatunku wywodzi się z greckiego słówka planktós i wskazuje na elementy bezładnie się błąkające. Ten zwięzły opis doskonale charakteryzuje zachowanie najmłodszych jednostek pojawiających się na basenie, czyli dzieci. Ich niewprawna jeszcze umiejętność poruszania się w wodzie, połączona z wyjątkową bezmyślnością, stanowi nie lada wyzwanie dla wszystkich przebywających w niecce basenu. Dzikie pląsy i harce maluchów da się jeszcze tolerować, gdy odbywają się w strefie wydzielonej dla niepływających. Gorzej jednak, gdy niesiony stadnym porywem plankton zacznie kotłować się na naszym torze. Pływacka dyscyplina zostaje natychmiast zachwiana, a spokojna dotąd tafla wody zamienia się we wzburzony gejzer. Przebicie się przez niesiony bezmyślnym odruchem plankton zdaje się być ze wszech miar niemożliwe. Konieczne zatem jest wyrzucenie małoletnich upierdliwców z toru. Skutecznym narzędziem może być tu mocne podniesienie głosu, bądź też wezwanie rodziców, którzy nieopatrznie spuścili swoją progeniturę ze wzroku. Szybkie usunięcie planktonu z toru nie stanowi więc większego problemu. O wiele gorzej rzecz ma się z innymi trollami wodnymi.
Gupik - w przypadku tych jednostek sprawa wydaje się wręcz beznadziejna, tym bardziej, że osobniki tego gatunku występują na basenach dość powszechnie, a ich bezmyślność jest niewyobrażalna. Gupik pojawia się znienacka. Zawsze wtedy, gdy wybrałeś już sobie tor, na którym nie ma zbyt wielkiego tłoku, a pozostali pływacy poruszają się w tempie zbliżonym do twojego. Spokojnie przemierzasz sobie kolejne długości, gdy po którymś nawrocie dostrzegasz, że na torze pojawił się ktoś nowy. Stoi jeszcze przy ścianie basenu, poprawia czepek, nakłada okularki, nerwowo przestępuje z nogi na nogę. Czujnie obserwuje cię, gdy z każdą sekundą coraz to bardziej zbliżasz się do niego. W końcu dopływasz do ściany, chcesz zrobić szybki nawrót i… dokładnie w tym momencie gupik postanawia się wybić! Dość nieskoordynowanym ruchem rzuca się do przodu i zaczyna płynąć, rzecz jasna znacznie wolniej od ciebie. Jeśli akurat nikt nie płynie w przeciwną stronę, szybko wymijasz gupika i na parę długości masz problem z głowy. Niestety tępota tego gatunku jest tak zaawansowana, że do osobników nie dociera prosta zasada, by puszczać przed sobą szybciej pływających i sytuacja z wybijającym ci się przed nosem gupikiem powtarza się z denerwującą regularnością. Jedynym wyjściem zdaje się być tutaj zmiana toru pływackiego, choć i to rozwiązanie nie zawsze bywa skuteczne…
Gupik królewski - to już jedna z najbardziej zaawansowanych odmian trolli basenowych, na szczęście występująca z mniejszą częstotliwością. Cechą charakterystyczną gupika królewskiego jest bowiem bezmyślność połączona z krótkowzrocznością. Zadowolony z samego faktu pojawienia się na pływalni przedstawiciel tego gatunku nie przygląda się zbytnio temu, co dzieje się akurat na basenie i na chybił-trafił pakuje się na pierwszy lepszy tor pływacki. Fakt, że pływa na nim znacznie więcej osób niż na innych torach zdecydowanie umyka uwadze gupika królewskiego. Z własnego doświadczenia pamiętam kuriozalną sytuację, w której na całym basenie znajdowały się zaledwie 3 osoby. Każda z nich pływała sobie spokojnie na swoim torze, a 2 (słownie: dwa!) tory były jeszcze wolne. W pewnym momencie na pływalni zmaterializował się gupik królewski i wybrał który tor? Oczywiście ten, na którym ja pływałem! Zniesmaczony bezmyślnością jednostki natychmiast wycofałem się na jeden z wolnych torów, po czym… pięć minut później tuż obok mnie pojawił się kolejny osobnik tego gatunku, całkowicie ignorując fakt jeszcze jednego całkiem wolnego toru na basenie. Przyznam, że z ledwością stłumiłem w sobie wtedy przemożną chęć uduszenia jednostki.
Wieloletnie zmagania się z gupikami doprowadziły mnie do obserwacji, że zdecydowaną większość stanowią tu samice, a ich bezmyślność zdaje się być nieuleczalna. Osobników męskich w tym gronie jest znacznie mniej, a niektórych można nawet nauczyć pewnej ogłady i kultury przepuszczania przed sobą osób szybciej pływających. Jednak w całym bogactwie fauny basenowej jest jeszcze kilka innych interesujących gatunków, które również potrafią nieźle uprzykrzyć trening pływacki. Ale o nich słów kilka w kolejnej części słowniczka.